21
marca

“Dzień wyrwany z życia”

   Posted by: admin   in Opowiadania

Sięgnąłem pod kurtkę po piersiówkę z rozgrzewającym płynem. Wcale nie chcę tutaj być. Białe, surowe pomieszczenia kanikogradzkich koszar przypominają o tej porze wnętrze kostnicy. Ile już było takich nieprzespanych nocy? Nie potrafię zliczyć. Za każdym razem te same sterylne pomieszczenia i te same, powracające sny…

Nerwowy oddech uspokaja się, serce wraca do normalnego, spokojnego rytmu. Wiem, że już nie zasnę tej nocy. Siedzę pogrążony w odrętwieniu w garnizonowej świetlicy, bezmyślnie przyglądając się poruszanym przez przeciąg zasłonom na oknie. Do świtu jeszcze daleko i na dworze króluje ciemność. Postanowiłem rozprostować kości i podszedłem do okna. Za szybą pokrytą kroplami deszczu można dostrzec tylko wartownię przy bramie oraz koszary kompanii rezerwowej. Pomiędzy nimi jest tylko jeden jasny punkt - papieros w ustach wartownika. W taką paskudną, listopadową pogodę nie chciałbym być na miejscu tego zziębniętego szeregowego. Żołnierz kulił od chłodu ramiona, próbując schować dłonie pod pachami i osłonić twarz przed siarczystym mrozem. Poza nim nie było tam żywego ducha. W taką pogodę nawet bezpańskie psy wolą się nie wychylać ze swoich kryjówek.

Tym razem jednak przez standardowy obrazek z okna świetlicy przebijał się jeden szczegół. W budynku wartowni zamiast w jednym, światło świeciło się aż w czterech pokojach… W momencie, gdy nasuwała mi się jak najbardziej logiczna odpowiedź na ten fenomen, do sali wbiegł dyżurujący na korytarzu chorąży Łomianicki… Na jego twarzy widniało coś, co przeradzało się w trudny do określenia, niezrozumiały lęk. Chorąży przez moment rozglądał się bezradnie, otwierając i zamykając usta, jakby chciał coś powiedzieć i zarazem obawiał się w zalegającej w budynku ciszy wydobyć z siebie głos. W jego spojrzeniu widniała autentyczna panika. Patrząc na niego i ja nie byłem w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. Dziwne uczucie rozlało mi się po całym ciele, sięgając aż do gardła. Wiedziałem, że to po prostu strach. Nie irracjonalny lęk przed nie wiadomo czym, ani przeczucie. Po prostu zwykły STRACH.

Po kilkunastu sekundach przeraźliwego milczenia, chorąży nabrał głęboko powietrza i drżącym, acz donośnym głosem zawołał:

- UWAGA! POOOBUDKA! OGŁASZAM ALARM! ALARM! KOMPANIA ALARM!

Jego słowa powędrowały przez korytarz, odbijając się także od pustych ścian świetlicy, zapadając w absurdalną ciszę…

Zza wszystkich drzwi na korytarzu dochodziły szmery i pojedyńcze głosy zbudzonych żołnierzy, a chorąży powtarzał swój okrzyk:

- ALARM! ALARM! ALARM!

W końcu dziesiątki drzwi otworzyły się i zaczęły się z nich wysypywać gromady żołnierzy. Niewyspani, zdezorientowani i usiłujący się ubrać w mundury jednocześnie starali się zrozumieć całą sytuację. Panował totalny chaos. Zacząłem mieć przeczucie nadchodzącego nieszczęścia. Po kwadransie udało się zapanować nad żołnierzami, którzy byli już w miarę umundurowani (czyli ja i mój pododdział)… Zaprowadzono nas do magazynu z bronią! MY byliśmy przygotowywani do służby logistycznej w Centrach Zarządzania Kryzysowego w prowincjach i NAM zaczęto wydawać broń wraz z ostrą amunicją, której używaliśmy tylko na strzelaniach próbnych. Konkretniej na jednym takim strzelaniu, gdyż mamy braki w amunicji i jesteśmy jednostką rezerwową. Spłynęło na mnie jakieś odrętwienie, jakbym miał pistolet przystawiony do głowy… Myśl, że może nam się zdarzyć coś gorszego od moich snów jeszcze nie przyszła mi wtedy do głowy, ale nie mam do siebie o to pretensji Ci, którzy tkwili wówczas w samym centrum wydarzeń, przy tamtych zbiornikach także nie rozumieli tego, co się dzieje… Choć widzieli wszystko na własne oczy, nie potrafili przyjąć tego do wiadomości…

Tags: ,

This entry was posted on piątek, marzec 21st, 2008 at 19:27 and is filed under Opowiadania. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. You can leave a response, or trackback from your own site.

Leave a reply

Name (*)
Mail (will not be published) (*)
URI
Comment