Janusz Lis siedział właśnie w swoim domku i zachodził w głowę, jak to się mogło stać, że partia, mając 90% w sondażach, znów dostała 49% głosów i dwóch posłów. Nie mogąc doczekać się Mordeckiego (bo ten właśnie sprawdzał autentyczność dwóch monet jednoarminowych u Scholandczyka, kupującego gazetę. Sprawdzał za pomocą SSB i kompanii antyterrorystów. Okolicę obstawiał ponadto płk piechoty, pod osobistym nadzorem Nadmarszałka Pośpiecha, nad głowami żołnierzy wesoło latały wezwane- na wszelki wypadek- myśliwce grupy pościgowej, a marynarka profilaktycznie stawiała zaporę minową na całej długości granicy morskiej), Lis wybrał się do supermarketu.             Sklep, zwany przez Scholandczyków mianem „Supermarketu”, był jedynym sklepem, który mógł pomieścić cały asortyment scholandzkiego rynku. A że asortyment to nie mały, inwestor musiał wybudować sklep rozmiarów połowy Scholopolis i wysokości ratusza miejskiego. Koszt był olbrzymi (dochód z podatków spowodował awarię serwera Politechniki….), ale za to jaki widok z powietrza….

Lis doszedł wreszcie do celu. Długo to trwało, bo jakąś bombę znaleziono, czy coś, bo całe miasto w wojsku. Może wojna? Samoloty latają…

Nad wejściem wisiał wielki portret Svena de Yremy, z podpisem: Svenowi de Yremy- wdzięczni sprzedawcy. Legenda głosi, że Sven de Yremy ( dla jednych to Bożyk tajnej sekty handlowców, inni utrzymują, że to realna postać historyczna, co więcej, widzieć go mieli nawet w Królestwie) zapełnił swoimi interpelacjami 99,(99)% półek sklepu (jednego produktu- korony – zażądał Miłościwie nam Panujący), zapełniając jednocześnie kieszenie sprzedawców. Stąd ten portret.

Lis wszedł do budynku (w tym samym momencie zauważając w odbiciu szklanych drzwi grupę kilkunastu helikopterów) i skierował się od razu na dwunaste piętro. Wjechawszy już, wziął skuterek elektryczny i skierował się ku odpowiedniemu działowi.  15 minut później był już na miejscu. Włożył do koszyka skuterka dwie cytryny i skierował się ku wyjściu. Niestety, w windzie pomylił piętra i wysiadł w dziale odzieżowym. Zobaczył tam Mordeckiego z jakimś jegomościem.

-O kurcze-powiedział Lis- to ten facet z obrazka!

Faktycznie, stał tam Sven de Yremy w swej całej okazałości. Tłumaczył on coś pewnej młodej Scholandce . Lis podszedł bliżej i począł podsłuchiwać

- Bo wie Pani- mówił de Yremy- „toaleta” a „przebieralnia” to jednak….. jednak jest różnica-

-No niby tak, ale ja jestem taką młodą Scholandką- tłumaczyła się kobieta- no i nie wiedziałam. A toaleta była mi bardzo potrzebna. A poza tym, nie ma w żadnym prawie napisane, że w przebieralni nie wolno…. no wie Pan…-

-Kłamie Pani- krzyknął oburzony de Yremy, wstępując w stan szału bojowego- doskonale Pani wiedziała, że źle Pani robi!-

-Ja nie kłamię, tylko mówię co uznaję za sposobne- powiedziała i odwróciła się do księcia plecami- Panie Mordecki! Moje pieniądze-krzyknęła

Mordecki, który właśnie kończył sprawdzać autentyczność kilku Arminów za pomocą złotnika, numizmatyka i czujnika Geiglera-Millera, spojrzał zakłopotany, pomyślał chwilę i w końcu wrzasnął

-Kto to jest, do cholery?!-zapytał grzecznie

-No chyba Król Armin…-odpowiedziała zakłopotana

-No właśnie! Król Armin Fiederik! NIEWYPOLEROWANY?! SANDAL! OBRAZA HISTORII! BEZCZELNOŚĆ! NIEWYBACZALNY GRZECH! Ogłaszam przepadek mienia na rzecz skarbu państwa- skończył Mordecki i chciał odejść.

Jednakże młoda Scholandka ogarnęła sytuację, chlusnęła sobie sztucznymi łzami w oczy i rzuciła się Mordeckiemu do nóg

-Panie Mordecki! Czemu jest Pan taki krwiożerczy?- zapytała zrozpaczonym głosem

-Ja krwiożerczy? Ja wolę stuarminówki…. – odpowiedział Minister i poszedł dziarsko naprzód.

Scholandka wstała, krzyknęła coś o odejściu z Królestwa, lecz zaraz potem pobiegła po wypłatę, by się zameldować w kamienicy u swojego realnego kolegi, Pana X.

Lis poszedł za swym partyjnym kolegą, uprzednio zobaczywszy uroczą scenkę. Mianowicie książę de Yremy stał w towarzystwie byłego (jeszcze bardziej byłego niż Lis) premiera Dudźca, wręczającego mu papierową koronę z napisem „Ksionrze” De Yremy ze wzruszeniem podziękował swemu wychowankowi, po czym w pełny miłości geście pociągnął go za fraki do domu.

Mordecki chwycił Lisa za rękę i pociągnął go ku ostatniemu piętru.

-Na dachu mam kilka helikopterów-powiedział Mordecki i skierował się ku górze, ciągnąc Lisa za sobą. W końcu wyszli na dach sklepu i podeszli pod helikoptery. Mordecki wskazał Lisowi ręką największy, stojący w samym środku wiropłat rozmiarów sporego domu i zaprosił go d środka. Lis otworzył drzwi, chcąc wejść do wnętrza.

-Zdejmij buty-upomniał go Minister- i włóż tam, do szafy. Kawy, herbaty?- zapytał

-Herbaty-odpowiedział Lis

-Malinowej, porzeczkowej, poziomkowej, owoce lasu, Jasmin, cynamon, rozgrzewająca, uspokajająca, zimowa, letnia, jesienna, wios…-ciągnął Mordecki

-Zwykłą-przerwał Lis- herbacianą- dodał, widząc grymas Mordeckiego

-Zwykła? Nie, takiej nie mam- odparł mu Mordecki-Czekaj, Sven mi przed chwilą mówił mi coś o herbacie rumowej, podobno wczoraj wprowadził. Kupiłem, na koszt ministerstwa… Gdzieś to tu było… -mówił Mordecki, grzebiąc po szafkach- Mówił też, że gładko poszło… gadał coś o kilku interpelacjach. Poczekaj chwilę, zakupy ministerstwa chyba zaniosłem na strych, zaraz wracam- powiedział Minister i poszedł na strych. Wrócił po paru minutach, taszcząc parę siatek zakupów- O! Jest!- krzyknął, trzymając opakowanie w kształcie buteleczki rumu

Mordecki zagotował wodę, zalał herbatę i siadł naprzeciw Lisa

-Trzymaj- powiedział uradowany jak dziecko- smakuje jak prawdziwy rum!-

-Gdybym chciał napić się czegoś o smaku rumu, to kupiłbym…. rum……- mruknął Lis

-Co proszę?- zapytał Mordecki, nie usłyszawszy słów Lisa

-Nic, nic…. Podziwiam widoki-odparł Lis

-Ładne chmury, nie?- zapytał Mordecki, gdyż faktycznie za oknem nie było widać nic, prócz kłębiących się  chmur

-Tyyyyyaaaaaaak- odparł Lis

-No cóż, co Ciebie do mnie sprowadza?- zapytał w końcu Mordecki

-A właśnie. Przegraliśmy wybory

-Tyyaaak? Nie wiedziałem. Po co mi to mówisz, przecież i tak mnie nie zdejmą,. Od pięciu lat nikt nie odważył się zaryzykować. Chociaż nie, raz ktoś tam mnie odwołał, 4 lata temu. Ale zaraz potem odszedł po tym, jak mu ekhm, publicznie wskazałem nietaktowność kilku z jego przelewów. Apropos, spotkałem dzisiaj takiego gagatka. Chciał kupić gazetę dwoma jednoarminówkami. Miały ubytek w masie rzędu 2mg! A to oszust, zmuszony byłem go wydal…-opowiadał Mordecki

-JUREK!- przerwał mu Lis- Przegraliśmy wybory! Rezygnuję……-

-Tyyyyaaaak?- zapytał z uśmiechem Mordecki- rezygnujesz już 16 raz- przypomniał przewodniczącemu- Ile głosów nam tym razem zabrakło?- zapytał

-Jednego….-odparł Lis-

-Znowu? Który to już raz? 16?- pytał pół żartem pół serio minister- powinieneś się już był przyzwyczaić….-

-Przyzwyczaiłem się. Dzisiaj widziałem Premiera, jechał na rowerze do kancelarii.-

-A, rozmawiałem z nim dziś. Pytał, jak to możliwe, że znowu wygrali, skoro wystawili tylko jednego kandydata na posła. No wiesz, de Yremy mówił, że musi jakąś łyżeczkę załatwić…

-Jurek, w której Ty jesteś partii? –zapytał ironicznie Lis- Przypadkiem nie SPD?

-A możliwe- odpowiedział niczego się nie spodziewający minister- Nie, czekaj…. SPD to ta od Ciebie, tak? Nie? Zresztą, czy to ważne? Jak już mówiłem, od pięciu lat nikt mnie nie…

-Tak wiem, nikt Ciebie nie odwołał… Zresztą masz rację, nieważne- skończył temat Lis- A na marginesie, śmiesznie wyglądał na tym rowerze. Nie co dzień widzi się Premiera na trójkołowym rowerku dziecięcym i to jeszcze bez pedałów!-

No, a co!- krzyknął minister- tniemy koszty, nie?

I Tak ta rozmowa trwałaby jeszcze długo, gdyby nie fakt, że Lis musiał lecieć, by gdzieś jeszcze wyskoczyć. Mało brakowało, by Mordecki potraktował to na serio, bo już szykował Lisowi spadochron. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i lądowanie  przebiegło bez zarzutu w ogródku sąsiadów. Lis pomachał jeszcze do znikającego w blasku zachodu słońca helikoptera i poszedł rzucić się w objęcia Morfeusza.

This entry was posted on poniedziałek, czerwiec 30th, 2008 at 22:18 and is filed under Opowiadania. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. You can leave a response, or trackback from your own site.

Leave a reply

Name (*)
Mail (will not be published) (*)
URI
Comment