7
maja

Wizyta Templariusza w Arden i Inselii

   Posted by: admin   in Opowiadania

*TOMANIA* - Niewielka wyspa w Archipelagu Inselijskim (482km2), położona na południe od wyspy Inselii. Ze względu na występujące to endemiczne gatunki zwierząt cała wyspa jest ścisłym rezerwatem przyrody jako Tomanijski Park Narodowy.

*TOMANIK LASKOWY * - endemiczny ssak lądowy, zbliżony wielkością i wyglądem do okapi, zamieszkujący lasy wyspy Tomanii. Populacja TL liczy obecnie ok. 5.5 tys. osobników. Jest on objęty całkowitą ochroną na terenie Tomanijskiego Parku Narodowego.

*TOMANIJSKI PARK NARODOWY* - Ścisły rezerwat przyrody, położony na wyspie Tomania, na terenie prowincji Inselia. TPN, obejmujący całą wyspę Tomanię (482 km2), utworzono głównie dla ochrony najrzadszych okazów fauny, żyjących na tej wyspie, zwłaszcza zaś Diabła Tomanijskiego, Tomanika laskowego i Henga kristyjskiego, gatunków endemicznych, występujących jedynie na Tomanii. Na terenie Rezerwatu prowadzone są badania zoologiczne, finansowane przez władze prowincji Inselia.

*Tomania - środowisko niczym nie skażone

*
Po przygodach na Tomanii udało mi się wrócić do Internetii. Z poślizgiem, ale zaraz wytłumaczę co było tego powodem. Odkrycia zoologiczne, botaniczne, akcja, przygoda i końcowa zagadka. To wszystko w dzisiejszym opisie przygód Wędrującego Templariusza.

Wczoraj z samego rana wraz z Prefektem Arden i Inselii Marcinem Landeckim wyruszyliśmy z Portu im. Bartosza Balcera dwuosobowym jachtem w kierunku Tomanii. Sam Port jak i Internetia zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie. Teoretycznie długo mieszkałem w mieście portowym Trypolis w Udzielnego Księstwa Zakonu Templariuszy, ale był to raczej mały turystyczny port, a tutaj podczas opuszczania portu minęło nas co najmniej dziesięć ogromnych promów, w tym Webb 2, czyli prom-bliźniak Queen Mary 2. Opisując Queen Mary na referacie w szkole, nie miałem pojęcia, że te okręty są aż tak ogromne!

Do Internetii ze Scholiopolis przybyłem w piątek po południu, więc miałem trochę czasu by pozwiedzać to piękne miasto. Jak sie okazało kampania promocyjna nie kłamała. Miejscowość jest przepiękna, ale ja jako templariusz postanowiłem zwiedzić to co mi najbliższe, ze stron w, których jeszcze do nie dawna mieszkałem. Zawsze żałowałem, że decyzją mojego ojca Trypolis został podzielony na sektory przeznaczone wyznawcom różnych religii. Nigdy, nie miałem okazji blizej przyjrzeć sie kulturze żydowskiej. Nadrobiłem to w tutejszym Muzeum Judaizmu. W dawniejszej synagodze zbudowanej przez Króla Armina Fryderyka na miejscu starego obiektu mieści się obecnie gmach muzeum z nielicznym, ale bardzo interesującymi eksponatami.

Wracając do rejsu na Tomanię. W życiu nie widziałem tak krystalicznych wód! Z pokładu mogłem dojrzeć barwne rafy koralowe. Podjąłem wtedy postanowienie, że nie mogę tego tak zostawić i na pewno kiedyś tu wrócę ze sprzętem do nurkowania. Nie do końca jest to prawdą, bo pierwsza moja myśl brzmiała “Kupię sprzęt w Internetii i tu wrócę”, ale jeszcze nie wiedziałem co mi sie przydarzy na Tomanii.

Około godziny 9:00 dopłynęliśmy do Tomanii. Z racji niebezpieczeństwa ze strony diabłów tomanijskich i innych równie groźnych zwierząt, postanowiłem umówić się z Panem Landeckim, że będzie czekał na mnie wieczorem po drugiej stronie tej niewielkiej wyspy. Zszedłem na ląd i to co zobaczyłem przeszło moje najskrytsze marzenia! Tuż za niewielką plażą rozpościerał się ogromny las, a spod moich nóg uciekały wystraszone skorupiaki, nieprzywykłe do widoku ludzi na plaży. W głębi lasu nie trudno było dostrzec ruchy zwierząt. Na krótką chwilę na plażę wybiegł tomanik laskowy. To, że tak szybko
zobaczyłem tego ptaka podobnego do australijskiego okapi, zaszczepiło we mnie dużą dawkę optymizmu. Teraz byłem juz pewien, że na pewno zobaczę diabła tomanijskiego, a może nawet henga kristyjskiego, człekokształtną małpę, która podobnie jak przodkowie homo sapiens wykazuje skłonności do wytwarzania kultury i łączenia się w społeczeństwa.

Wszedłem do lasu. Przemierzałem go raźnym krokiem wypatrując w dali ciekawych okazów do opisania i o mało co nie zrobiłem strasznej rzeczy! Moja noga zatrzymała się nad wielkim owadem z rodziny jelonkowatych. Nazwałem go jelonkiem tomanijskim i ma 15 cm długości czyli ponad dwa razy tyle niż znany wszystkim jelonek rogacz! Szczegółowo opisałem go w Micropedii.

Po dłuższym opisywaniu jelonka tomanijskiego (w końcu muszę zobaczyć gdzie mieszka mój nowy przyjaciel i poznać jego partnerkę) moja biologiczna ciekawość padła na duży kwiat pomiędzy drzewami. Co mnie zadziwiło, rósł całkowicie samotnie, naokoło nie było żadnej rośliny, a i gęste korony drzew nad nim tworząc rodzaj oświetlenia nad nim w tym ciemnym lesie. W tym osobliwym otoczeniu wyglądał jak jeden ze skarbów odrywanych przez Indianę Jonas’a. Zbliżyłem się do tego kwiatu i rozwiązałem zagadkę, dlaczego rośnie tak samotnie. Był zakorzeniony dokładnie w centrum trzęsawiska! Zacząłem
główkować jak się do niego dostać. Przez chwilę pod wpływem miejsca przeszło mi przez myśl, by użyć do tego bata, ale wybrałem mniej inwazyjną metodę. Mój wzrok padł na dwa duże konary. Stękając jak mój stryj Fryderyk w toalecie, ułożyłem je w ten sposób, że nie zapadały się, a potem przeszedłem jak po moście nad ruchomymi piaskami. Zrobiłem notatki i szybki szkic, po czym wyrwałem jego rozłogę i schowałem do torby. Nie powinienem tego robić w rezerwacie, ale to w celach badawczych! Mam nadziej, że Scholandczycy wybaczą mi tą zbrodnię. Opis kwiatu, który nazwałem lilią trzęsawiskową,
jest dostępny w Micropedii i tam również pojawi się wynik moich badan nad tym jak ten kwiat sie ukorzenia (do tego jest mi potrzebna ta rozłoga).

Po powrocie na stały grunt, na lilii usiadł ogromny, przepiękny motyl, po czym odleciał. Szybko wydobyłem składaną siatkę na motyle, którą chciałem złapać tego owada, ale po pewnym czasie ze ścigającego stałem sie ściganym przez diabła tomanijskiego. Potykając się o konary nadal biegłem za motylem, mając nadzieję na jego złapanie mimo pieniącego się torbacza wielkości niedźwiedzia za moimi plecami. Później żałowałem swojego oślego uporu gdyż trafiłem na zamkniętą z jednej strony wysokim urwiskiem polanę. Bez drogi
odwrotu stanąłem oko w oko z wielkim zwierzęciem. Wtedy zorientowałem się, że po drodze zgubiłem miecz! Chwyciłem dziwny kamień leżący przy mojej nodze, umocowany na drewnianym drążku, zamknąłem przyłbicę i straciłem przytomność.

W nocy, gdy sie ocknąłem stał nade mną Pan Marcin z latarką. O dziwo nie byłem już przy urwisku, a niedaleko plaży.

- To Pan mnie tu przyniósł? - zapytałem Prefekta.

- Nie. Właśnie Pana znalazłem. Szukam Pana od kilku godzin.

Wróciliśmy na jacht. Z okropnym bulem głowy oglądałem moje rzeczy. Kilka zarysowań na naramiennikach, pusta pochwa po mieczu, a w torbie wszystko co miałem wcześniej i… garść owoców… Może jednak spotkałem jakiegoś henga kristyjskiego…

This entry was posted on środa, maj 7th, 2008 at 14:05 and is filed under Opowiadania. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. You can leave a response, or trackback from your own site.

Leave a reply

Name (*)
Mail (will not be published) (*)
URI
Comment