21
marca

Zbrodnia w Kanikogradzie część 1

   Posted by: admin   in Opowiadania

Słońce powoli zachodziło nad Kanikogradem. Jak zwykle niebo nad Dolią pokrywały duże obłoki. Złote promienie malowniczo oświetały strome czerwone dachy Starego Miasta a wieże starej katedry rzucały malownicze cienie na Park Miejski. Tuż obok powoli toczyła swoje mętne nurty Scholia. Przy granitowych stopniach mostu Kalmusa grzejąc się w ostatnich słonecznych promieniach stał niewysoki człowiek ubrany w szary wymięty płaszcz. Przyglądał się z ukosa parkowym alejkom, które powoli pustoszały. Czekał aż zapadnie zmrok. W ciemności planował zacząć to co miało wstrząsnąć nie tylko stolicą Dolii ale i całym królestwem… W końcu, gdy zaczęły się zapalać pierwsze latarnie na moście i przed renesansowym ratuszem zanurzył się w ciemne alejki. Przystanął zaraz za pierwszymi drzewami i czekał. Kilka chwil potem w alejkę wkroczył strażnik miejski. Mężczyzna w płaszczu podszedł do niego.

- Dzień dobry panie władzo. Wie pan może która to godzina? - powiedział bełkotliwie wymachując lewą ręką, w której trzymał okazałą butlę miejscowej wódki “Kanikus”. Strażnik przyjrzał mu się z lekką irytacją.

- Schowaj pan tą flachę, bo odprowadzę do “Dziury” - warknął zniecierpliwony powolnością pijanego.

“Dziurą” nazywano areszt w podziemiach ratusza, w którym zamykano najczęściej pijanych lumpów lub drobnych złodziejaszków. Wśród mieszkańców cieszył się kiespką opinią. Nic zresztą dziwnego - zabytkowy loch był zimny i wilgotny, a niektórzy bywalcy - obdarzeni większą wyobraźnią - opowiadali o duchach zamęczonych więźniów, którzy straszą w lochach. Nic dziwnego, że przeważnie stał pusty a zatrzymywani pijaczkowie błyskawicznie trzeźwieli słysząc, że grozi im pobyt w “Dziurze”. Ten jednak zachwiał się jeszcze bardziej i padł w ramiona strażnika oblewając mu rękaw z butelki.

- Oż ty kanalio!!! Pobrudziłeś mi mundur!!! Jak nic powędrujesz do “Dziury!!! - wściekał się strażnik wycierając rękaw błękitnego munduru.

- To mam dla ciebie nowinę glino. Tu będziesz miał większą plamę - usłyszał w odpowiedzi i poczuł potworny ból.

Strażnik zerknął na brzuch i zobaczył brunatną plamę na piersi, która coraz szybciej się rozszerzała. Poczuł jak uginają się kolana i upadł. Następnych ciosów nożem “pijaka” już nie czuł. Nie widział też, że napastnik pochylił się nad jego ciałem i rozpiął mundur na stygnącym ciele…

Sędzia Gatt Taryf na kwaterę wybrał sobie przytulne mieszkanko na piętrze w kamienicy “Lissia Nora”. Położona na uboczu zabytkowa kamienica należąca do wpływego i bogatego polityka Janusza Lissa była dla niego jak znalazł. Od wielu miesięcy mieszkał przy Scholijskiej często-gęsto stołując się w restauracji o tej samej nazwie, która mieściła się na parterze. Dzień wcześniej sędzia również stołował się w “Lissiej Norze”, a po obiedzie zdecydował się wychylić kilka kieliszków wina “dla polepszenia trawienia”. Scholijskie wino “Strudolfino”, do którego potem dołączył kusztyczek sarmackiej brandy (mimo deklarowanego antysarmatyzmu hrabia Liss korzystał z ministerialnej posady i przemycał niekiedy sarmackie trunki) sprawiło, że na schody pan sędzia wtoczył się z niejaką trudnością. Kiedy wreszcie padł strudzony na swoje okazałe łoże (zażyczył sobie ku strapieniu oszczędnego Lissa zabytkowe łoże z baldachimem) rzeczywistość mieszała się mu z jawą. Wieczór - mimo zdecydowanie rozrykowego zakończenia - nie przebiegł bez przykrości. “Lissią Norę” nawiedził sam właściciel kamienicy, który odbył niezbyt miłą rozmowę z sędzią na temat swoich skarg.

- Jestem ministrem i scholandzkim hrabią i oczekuję poważnego traktowania. Jeśli pan się nie weźmie wreszcie do roboty to możemy się pokłócić - cedził przez zęby rudowłosy Liss przyglądając się podchmielonemu Taryfowi, który usiłował coś wyjaśnić.

Niestety dyskusja miała miejsce po sarmackiej brandy, więc plączący się język sługi sprawiedliwości nie pozwalał na swobodne dyskursy. Lekko poirytowany hrabia Salveopola mruknął coś do obsługi własnej restauracji. Chwilę później kelner gnąc się w ukłonach podał Taryfowi rachunek, po którym sędziemu zawirowało w głowie. Wyciągnął plik banknotów i z prawie pustym portefem i w fatalnym humorze ruszył do siebie. Nic dziwnego, że śniły mu się koszmary, w których jakieś lisiopodobne stwory rabowały mu portfele i sakiewki odbierając ostatnie grosze i zostawiając na pastwę nędzy. Potężne łomotanie do drzwi jego apartamentu wyrwało go w trakcie jednego z nich.

- Będę strzelał lisie. Precz od moich pieniędzy - wrzasnął podnosząc głowę.

A, że poranne wstawanie nigdy nie należało do mocnych stron Taryfa to nic dziwnego, że padł dalej na łoże. Łomotanie jednak nie ustawało.

- Nigdy więcej sarmackiej brandy - wymamrotał półprzytomnie sędzia próbując wygramolić się z łoża.

Wreszcie po długiej chwili dotarł do drzwi i otworzył je podświadomie nastawiając się na obecność hrabiego Lissa. Przed drzwiami stali jednak tylko strażnicy miejscy, którzy na widok Taryfa rzucili się do ucieczki. Osłupiały sędzia zerknął na siebie i parsknął śmiechem. Bo też było się z czego śmiać. W pijackim zwidzie okrył się togą, która teraz zwisała mu malowniczo z lewego ramienia. Pod pachą miał starą zabytkową flintę a na głowie przekrzywioną perukę, która nadawała jego pyzatej twarzy niezwykle groźnego wyglądu. Strażnicy po chwili wrócili. W końcu widzieli już nie takie rzeczy. Po niektórych zabawach w “Pasibrzuchu” organizowanych przez księcia Dolii zdarzało się im widzieć jeszcze dziwniejsze widoki. Po jednej z takich całonocnych alarmów jeden z błękitnokrwistych gości księcia Lamperkowskiego przebrał się za elfa i usiłował strzelać do nich z łuku.

- Panie sędzio. Jest zabójstwo w parku miejskim. Pan prefekt bardzo pilnie prosi pana na miejsce zdarzenia - wyrecytował sucho sierżant straży starając się patrzeć gdzieś w przestrzeń i starannie omijając wzrokiem roześmianego Taryfa.

Sędzia zmarszczył brwi.

- Zabójstwo? W Kanikogradzie? - potrząsnął głową ze zdumienia. - No dobrze… Ale dlaczego akurat ja tam jestem potrzebny. Gdybyście złapali zabójcę to oczywiście mogę go sądzić, ale po co ja jestem potrzebny na miejscu zbrodni?

- Na miejscu się pan dowie. Pan prefekt bardzo prosi… - odparł strażnik.

Taryf cofnął się do swoich apartamentów. Szybko przebrał się i zaczął gorączkowe poszukiwanie czegoś do picia. Zdesperowany sięgnął wreszcie po szklankę i krzywiąc się niemiłosiernie wypił coś czego nie miał w ustach od lat czyli wodę.

- Stanowczo… Prefekt będzie musiał mieć dobry powód, żeby mnie zrywać o świcie - wymamrotał ciągle jeszcze skrzywiony.

- Ależ za pół godziny będzie południe - odparł jeden ze strażników zanim starsi koledzy zdołali go powstrzymać.

- No właśnie!! Kto to widział tak wcześnie mnie budzić - burknął jeszcze bardziej rozzłoszczony sędzia wsiadając do zgrabnego busu Dolia, którym jeździli scholijscy strażnicy.

W parkowej alejce czekał na nich prefekt Jolk. Młody i kostyczny prefekt i scholandzki minister spraw wewnętrznych nie miał poczucia humoru. Nie przepadał za rozrywkowym sędzią, choć doceniał, że jeden z dwóch scholandzkich “sprawiedliwych” wybrał na miejsce zamieszkania akurat Kanikogród. Taryf z ponurą miną w milczeniu dotarł do prefekta.

- Proszę zostawić mnie na miejscu z panem sędzią - powiedział cicho prefekt.

Strażnicy błyskawicznie cofnęli się z miejsca odsuwając nielicznych gapiów. Powszechnie wiadomo było, że nastrój Jolka łatwo było poznać po tonie jego głosu. Im cichszy w tym gorszym nastroju był minister - prefekt. Szept wskazywał, że Jolk jest bliski furii.

- Proszę nie zanudzać mnie skargami na poranne budzenie - przerwał minister narzekania Taryfa.

- Zabójstwo to oczywiście nie jest powód do tego, by tu pana ściągać. Powodem jest jednak to! - Prefekt odsłonił ciało zabitego.

Na jego piersi wyraźnie wycięto znak, na widok którego sędziemu zrobiło się sucho w ustach.

- Czy król już o tym wie? - wychrypiał Taryf.

Tags: ,

This entry was posted on piątek, marzec 21st, 2008 at 20:24 and is filed under Opowiadania. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. You can leave a response, or trackback from your own site.

Leave a reply

Name (*)
Mail (will not be published) (*)
URI
Comment