Archive for the ‘Sztuki teatralne’ Category

22
marca

Król Radgar III (Zjednoczenie Scholii)

   Posted by: admin   in Sztuki teatralne

Postacie:

Król Radgar III – władca Scholii Centralnej
Lindoll – doradca Króla
Rhendir – dworzanin Króla
Hrabia Thalmar – władca wybrzeża
Margraf Mindor – Pan Scholii Zachodniej
Książę Targoll – władca północy.

Akt I. Bunt

Sceneria:
Sala tronowa. Wieczór. Król pełen niepokoju wpatruje się w twarz swego dworzanina, który przynosi wieść o buncie.

Król Radgar III: Czy jesteś pewien, mój dobry Rhendirze, że tak smutna wiadomość jest prawdą? Czy może są to jedynie zwykłe zamieszki, którym zwykliśmy wciąż czoła stawiać?

Rhendir: Któż może być pewniejszy, niż ja, mój Panie, ledwie żem głowę całą uniósł przed gniewem Margrafa Mindora, który wprost w twarz mi rzucił swoja rękawicę i wyzwał cię na walkę wielce krwawą.

Król Radgar III: Cóż, jest to wielki pan i wojska ma on dużo, lecz Scholopolis bramy nie otwarło jeszcze nigdy nikomu, kto nie pochodziłby z królewskiego rodu. Niech będzie wojna! Wiele już lat wasale nie czczą Koronę Scholijską, każdy żyje po swojemu, na nas nie zważając.

Rhendir: Zechciej wybaczyć Panie, lecz mam nową smutna wiadomość…

Król Radgar III: Mów!

Rhendir: Hrabia Thalmar i Książe Targoll są w zmowie z buntownikiem. Widziałem wojowników w ich barwach na zamku Margrafa w Liceas. Gotowi, aby na Scholopolis wyruszyć, zbierają wciąż wojsko…

Król Radgar III: To straszna nowina! Potędze ich nie oprę się, lecz będę walczył, niech ulice Stolicy Wielkiej krwią spłyną, lecz nigdy się nie zdarzyło, żeby Radgar wasalom się poddał! Więc odejdź teraz, mój dworzaninie i zwołaj wojsko, niech obstawią mury, niech Scholopolis się stanie twierdzą!

Rhendir wychodzi

Lindoll: Czy mogę słowo rzec, Radgarze?

Król Radgar III: Na pewno tak, mój przyjacielu i doradco, lecz widzisz sam, że już stracone wszystko, ich wojsko jest tak wielkie, że nawet wysokie mury sławnego Scholopolis nie ostoją się przez szturmem.

Lindoll: Od wielu lat ja mieszkam w twoim kraju i w rządach ci pomagam. Sam wiesz zapewne, że jeszcze dziadka twego byłem ja doradcą i śmiało mógłbyś ty na radach moich polegać teraz.

Król Radgar III: Czym dłuższy wstęp, tym gorsze zakończenie. Cóż, rzeknij, jam zapalczywy, lecz teraz już wszystko mi jedno, wszystko co doradzisz, ja przyjmę z radością wielką, albowiem bezradny stoję przed przepaścią zatracenia.

Lindoll: Od razu bym powiedział, lecz widzę, że roztrzęsiony jesteś i gniew z rozpaczą oczy ci zasłania. Więc słuchaj mojej rady: uspokój się, bo zawsze chłodna głowa wraz z gorącym sercem wspólnie decydować musi, nigdy osobno!

Król Radgar III: Cóż, zgoda, pamiętam, gdy mały byłem, wciąż mi powtarzałeś: „słuchaj serca, chłopcze, lecz rozum też niech będzie twoim przewodnikiem, w ich połączeniu harmonii istota”. Już stary jestem, lecz wszystko to pamiętam. To wszystko wiem, lecz cóż możemy zrobić, gdy wróg u bram czatuje z groźną swoją bronią. Cóż ja mam czynić?

Lindoll: Minęły już dziesięciolecia, odkąd w Scholopolis Radgarowie rządzą. Lecz ani razu nie było chwili, gdyby im wojna znikąd nie zagrażała. Wiesz dobrze, mój szlachetny uczniu, że wasale niewiele mniej znaczą w Scholii, niż Królowie, co w sławnym rządzą i bogatym Scholopolis. Kim był jeszcze niedawno Książe Targoll, co na północy rządzi? Jedynie dworzaninem twojego ojca szlachetnego, lecz oto, on odsunął granice Scholii na północ, dzięki zwycięstwu nad wojskiem dumnych Deltyjczyków. On wodzem był królewskiego wojska, najwybitniejszym zresztą ze wszystkich oficerów. I za to godność otrzymał on książęcą, lecz teraz władzy pełnej pragnie dumny książę, niż jako wasalowi mu należy.

Król Radgar III: Cóż mamy czynić? Jego wojsko bitne, zahartowane w walkach z ludźmi Delty, nie damy rady mu się oprzeć! On jest największym przeciwnikiem naszym!

Lindoll: Inaczej spójrzmy na to, mój Radgarze. Bo przecież wdzięczny jest on wielce twemu ojcu i wcale nie jest tobie osobiście wrogiem, on chce jedynie władzy, więc mu dajmy.

Król Radgar III: Czy mam pozwolić na to, żeby nam północ nie była już posłuszna? Gdzie będzie mój królewski autorytet? A zresztą chyba nie mamy już wyjścia, bo wszystko, co mój ojciec i dziadek tyle lat już budowali przeze mnie w gruzy jest jak widać rozwalone.

Lindoll: Rozumiem cię, lecz musisz wiedzieć i na pewno, że Targoll obawia się gwałtownego Mindora, bo ten chciałby królem Scholii być koronowany i tak jak Radgarowie po staremu rządzić. Nie zważaj proszę na jego słowa pyszne, że wszystko zmieni, wszystko będzie nowe. On nie wie, co to jest zarządzać tak wielkim państwem jak Scholia bogata i wszystko po staremu pozostawi. Wyślijmy więc do Targolla posłańców, zaproponujmy mu wieczne przymierze, sojusz wojskowy, co będzie chronił was przed zakusami Mindora. Zapewniam cię, ze zgoda będzie szybka. Podobnie uczynimy też z Thalmarem.

Król Radgar III: Któż tam wyruszy, kto skieruje się na zachód, prosto w paszczękę wilka. Kto ma męstwo, by stawić czoła Mindora wściekłości, jeśli nawet dzielny Rhendir stamtąd uciekł jak zając pędzony przez sforę psów myśliwskich?

Lindoll: Ja pojadę. Nie boję się ich oręża. Odwaga i prawość będą moimi opiekunami.
Król Radgar III: Wyruszaj z Bogiem.

Akt II. Wysłannik

Sceneria:
Pałac w Liceas. Szary poranek, mgła na dziedzińcu. Dwie postaci okryte płaszczami. To Lindoll i Targoll.

Lindoll: Mój Panie, wieści mam od Króla, co w Scholopolis rządzi. Wiem, ze sława oręża jego nie dociera do twoich krain, jednak cię zapewniam, że on nie jest bezbronny, wręcz przeciwnie, a Scholopolis silną jest warownią. Lecz to nie jest ważne. Wiem, że jest zamiarem twoim, mój Panie, na Scholopolis nacierać i zdobyć władzę w swoich krainach pełną. Lecz nie jest to zbyt proste, choć ci być może tak właśnie się wydaje.

Książę Targoll: Walczymy o krzywdy swoje. Król Radgar nie jest mi wrogiem, lecz gdy zamierzył mi narzucić namiestnika, odpowiedziałem wprost, że nie pozwolę, by moja władza ograniczana była. Nie zna on północy, tam watahy Deltyjczyków atakują, a moi ludzie za namiestnikiem nie pójdą. On chciał podzielić moje włości, to jest wbrew prawu, na to nie pozwolę. A zatem idę i podbije Scholopolis, a potem wrócę na piękna moją północ. Nic mi po bagnach i po łąkach południowców!

Lindoll: Szanowny Książe, rozumiem gniew twój, święte oburzenie, lecz wiedz, że Król już cofnął swoje rozkazy. Należy podzielić włości twoje Książe, by tam zarządzać bardziej sprawnie, kontyngenty wojsk wystawiać i Deltyjczyków bijać, sprawniej niż ty to robisz, oni nacierają, a twoje straty coraz większe. Ile jeszcze czasu zostało, aż całkiem zniszczą twoje ziemie, rozległe bardzo? Jednak Król nie chciałby, abyś nie wiedział o tym, co chcemy robić. Twojej rady potrzebujemy, Król mianuje cię Najwyższym Wodzem wszystkich wojsk królestwa, gdy tylko zechcesz bunt porzucić i swoje wojska do Scholopolis przyprowadzić.

Książę Targoll: Cóż, Panie, masz racje zapewne, że bronić się ja nie potrafię zbyt dobrze. Nacierać, walczyć i podbijać – to jest mój żywioł, lecz wrogów jest tak wielu i wojnę wciąż prowadzą podjazdową. Cóż, zgoda, jeśli Król już zdecydował, że bez mej zgody nic na północy nie zrobi, wyruszam dzisiaj, zabieram moje wojska, do Scholopolis idę, będę Króla bronił.

Odchodzi Targoll. Lindoll wciąż czeka. Za chwilę nowa mglista postać pojawia się na dziedzińcu. To Hrabia Thalmar.

Lindoll: Ach, witaj Hrabio, czekałem już na ciebie. Twe wojsko dzielne zamierza walczyć teraz przeciwko wojsku królewskiemu. Bogaty strój, rynsztunek świetny, tyś gospodarzem dobrym, nadmorski władco!

Hrabia Thalmar: Nie jestem tutaj, Panie, byś mi pochlebstwa mówił. Cóż ma do powiedzenia tchórz ten, Król Radgar, czyja korona już ledwie trzyma się na skroniach? Podatki nowe? A może mam mu oddać cały mój skarbiec? Kres temu nadszedł, nie będę płacił po to jedynie, aby utrzymywać dwór króla w wielkim Scholopolis. Więc mów, a ja posłucham.

Lindoll: Cóż, Król przekazał przeze mnie propozycje wspaniała, abyś zarządzał skarbcem i miał pieczę nad podatkami, cłami i pieniędzmi. Wybrzeże jest bogate, handlowe miasta i Inselia żyzna. Masz doświadczenie, Panie Hrabio, więc Król prosi, abyś zawitał na Dwór i został pierwszym doradcą Króla. Jaka twa odpowiedź?

Hrabia Thalmar: Nie zgadzam się! Za późno, gdy prosiłem, aby podatki nieco lżejsze były, Król się opierał, teraz jednak, gdy wojska grożą mu – stał się ustępliwy. Nic z tego, orężem, wspólna walką możnowładców my wolność sobie wywalczymy teraz!

Lindoll: Cóż, muszę zmartwić cię, mój Panie Hrabio. Książe Targoll, potężny sprzymierzeniec wasz w tym buncie już został mianowany przez Króla dowódcą jego wojsk i teraz idzie do Scholopolis, aby stać na straży Korony Scholii.

Hrabia Thalmar: Czy to… jest pewne?

Lindoll: Rozmawiałem z nim przed chwilą.

Hrabia Thalmar: A jeśli jednak pozostanę przy Margrafie? Wiesz, Panie, Mindor ciężką ma rękę, a jego wojsko bitne, i dzicy górali mu pomogą chętnie, bo im obiecał plądrowanie Scholopolis. Zresztą on też zastrzegł dla siebie tytuł królewski, a ja po wojnie wrócę na wybrzeże i będę władał tam spokojnie, nic nie płacąc.

Lindoll: Obawiam się, że jesteś w błędzie, szlachetny Hrabio. Z czego właściwie Mindor utrzyma dwór swój, wojsko i swych urzędników? Z kamieni Liceas, z bagien Południa może? Zapewne szybko wyciągnie rękę po pieniądz twój, co z handlu posiadasz i trzykroć tyle, ile żądał Radgar.

Hrabia Thalmar: Masz rację, Panie, wieść o rozrzutności Mindora nawet do wybrzeża już dotarła. A skarbiec Króla, jego być doradcą… Cóż, zgoda! Dzisiaj już wyruszam!

Thalmar znika we mgle. Lindoll czeka jeszcze chwilę i również odchodzi.

Akt III. Zwycięstwo

Sceneria:
Sala tronowa w Scholopolis. Przed tronem stoją: Lindoll, Targoll i Thalmar.

Król Radgar III: Jak cieszę się, Panowie, że zaproszenie moje zechcieliście przyjąć. Czekałem na was, doradcy moi. Teraz razem zdławimy bunt Mindora zdrajcy łatwo. Dowódco, powiedz, jak obrona nasza: czy wojsko czuwa?

Książę Targoll: Lepiej być nie może. I nawet mysz nie wejdzie do stolicy bez pozwolenia. Dziękuję, Panie, za zaufanie! Walczymy teraz razem.

Król Radgar III: Dziękuję, Książe, jesteś doświadczony wojownik, a twoje wojsko jest niezwyciężone. A jak wygląda sprawa naszych murów, czy naprawione, a czy skarbiec nasz jest pełny?

Hrabia Thalmar: Tak, Najjaśniejszy Panie, wszystko jest w porządku. Pustkami świecił wprawdzie twój skarbiec, lecz nieco uzupełniłem go z moich pieniędzy. Walczymy teraz za wspólna sprawę, więc miasto jest gotowe do obrony, żywność przygotowana, żołd wypłacony. Gotowi już jesteśmy, jak sądzę, aby Mindora tutaj spotkać tak, jak on zasługuje.

Wchodzi Rhendir

Rhendir: Mój Panie, Królu, parlamentariusze przed bramą miasta, z nimi – Margraf Mindor! Czy mam ich wpuścić, czy też kazać po prostu strzelać jak do buntowników, którym nie należy się litość?

Król Radgar III: Mój rozkaz brzmi…

Lindoll (cicho – do Radgara): Zaczekaj, Radgarze, czuję, że gniew oczy przesłonił twoje i pragniesz zemsty. Nie jest to rozsądne. Zobaczmy, czego chce nasz możny Margraf, potem osądzimy też jego sprawę.

Król Radgar III (cicho – do Lindolla): Tyś jest zwycięstwa naszego twórcą, więc rozkazuj, ja się podporządkuję. Jeśli nadzieję masz na dogadanie się z Mindorem – rozmawiaj, lecz wierz mi, to tylko strata czasu. On nienawidzi wszystkich, kto mu na drodze stoi.

Lindoll: Król rozkazuje Margrafa wpuścić.

Książę Targoll: Cóż, Margraf w końcu już zrozumiał, ze walka jest nierówna, więc chce na pewno się poddać, a potem znów buntować się, jak zawsze. To już nie moja sprawa, ja zajmę się wojskami.

Targoll odchodzi

Hrabia Thalmar: Najjaśniejszy Panie, pozwól, abym już odszedł, mam spraw zbyt dużo, aby czas mój marnotrawić na rozmowy ze zdrajca i buntownikiem, którego przeznaczeniem jest tylko śmierć haniebna, jak sądzę.

Thalmar odchodzi

Król Radgar III: Ja nie rozumiem, nie, naprawdę, to zbyt trudne, nie na mój rozum. Przecież mamy w garści Mindora z jego wojskiem całym. Czy byłoby nie lepiej, zgnieść go już w bitwie i zaznać spokoju?

Lindoll: Radgarze, uczniu mój szlachetny. Musisz zrozumieć, że jeśli będzie wojna, Zachodnia Scholia nam będzie wroga zawsze, powstania, bunty, wieczny ferment, wrzenie? Czy tego chcemy? Wątpię, raczej chcemy, by Scholia całością jedną stała, a możnowładcy stracili swoje wpływy. I zobacz, teraz Targoll z Thalmarem przywiązani są do ciebie, i nic im po prowincjach odległych.

Król Radgar III: Masz rację jak zawsze, ale…

Wchodzą Mindor i Rhendir

Margraf Mindor: O, Panie, przebacz mi winy moi, wierz mi, ja bym nigdy… Gdyby nie oni… Teraz koniec, koniec…

Lindoll: Nikt cię nie obwinia, szlachetny Margrafie. Zechciej przekazać dowództwo nad swoim wojskiem Księciu Targollowi, a sam pozostań z nami w Scholopolis jak drogi gość, jak nasz dworzanin bliski i bądź codziennie tu w pałacu z nami, abyśmy mogli towarzystwem twym nacieszyć.

Margraf Mindor: Zachodnia Scholia…

Lindoll: To na pewno zbyt wielki ciężar dla twoich barków, szlachetny Margrafie. Niech nią zarządza człowiek Królowi znany, wielce zaufany, szanowny Rhendir, którego już poznałeś.

Margraf Mindor: Dziękuję, Panie!

Król Radgar III: Już wszystko otrzymałeś, Margrafie, czego pewnie oczekiwałeś, nie będzie kary, chociaż zasługujesz ty na nią. Jak Lindoll powiedział, tak będzie, więc pozostań tutaj i strzeż się też opuszczać Scholopolis! A teraz możesz odejść!

Odchodzi Mindor

Lindoll: Tak właśnie skończyła historia buntu, Scholia piękna była już zjednoczona i bezkrwawo stłumiony bunt w historii się zapisał. A Radgar Król panował jeszcze długo, nie obawiając się żadnego przeciwnika.

Autor Wiktor Koliński (Ariel Szual)

22
marca

Odkrycie Scholandii

   Posted by: admin   in Sztuki teatralne

Autor: Wiktor Koliński (Ariel Szual)

Postacie:

Król Armin Frederick - Król-wygnaniec
Filip von Schwaben - Brat Króla, mąż uczony.
Książę von Nuernberg - przyboczny Króla, wielki wojownik
Książę Darei - skarbnik Króla, mąż wielce mądry
Markgraf von Reichenau - stary przyjaciel Króla, mąż rozważny

Akt I W otchłani

Sceneria
:

Wzburzony Ocean Wschodni, statek czerpie wodę, chmury zaściełają niebo. Na dziobie stoją ludzie i wypatrują ziemi.

Król Armin Frederick: Przed nami woda, szlachetni panowie. Nie wiemy, co czeka nas za chwilę. Być może śmierć w tej otchłani, a może wielka sława!

Książę von Nuernberg: Tak, Najjaśniejszy Panie, pamiętam jak wyruszaliśmy. Nadzieja była nam przewodniczką i ona nas na pewno nie porzuci. Tylko ten rybak mógł nam opowiedzieć o tajemniczych wyspach na Zachodzie, gdzie teraz podążamy

Filip von Schwaben: Jesteśmy z tobą, mój szlachetny bracie! I nasze serca na Zachód podążają wraz z tobą. Nic nas nie zatrzyma, ani niepogoda, ani kły rekinów, nic zatrzymać nas nie zdoła.

Książę von Nuernberg
: Aby przeszkodzić nam w naszej wędrówce potrzebna jest wola męża i dłoń jego zbrojna, nie zaś żywioły, które nic nie wskórają.

Książę Darei: Cóż, wybacz Panie, że ja głos zabieram. Nie często ja przemawiam, wiesz ty o tym, lecz teraz muszę ci powiedzieć, że mało już zapasów mamy. Ludzie narzekają. �Gdzie ziemia ta? Gdzie ziemia, o której tak często nam opowiadano. Tu jeno woda i otchłanie straszne!� Niedługo już rozwali się nam statek. Co mamy czynić?

Markgraf von Reichenau: O, dzielny Książę, spójrz, nikt z nas tu nie drży! Żywioły ugiąć się muszę pod wolą naszą, my zwyciężymy! Młodzikiem ja nie jestem, wiesz o tym dobrze, mam doświadczenie, pływałem już morzami. Więc niepogody, Książę, się nie lękaj.

Filip von Schwaben: Dobrze rzekłeś, naprawdę, Szlachetny Panie von Reichenau. Niedługo już minie czas niepogody i znajdziemy naszą Ziemię Obiecaną.

Król Armin Frederick
: Wspominam ja Ziemię mą ojczystą. Jej łany złote, drzewa owocowe. A teraz muszę ruszać w niepogodę, abym przybycie świata nowego obwieścił i znalazł nowe swe dziedzictwo. Miecz nas wypędził z Ojczyzny, mieczem zdobędziemy nowe. Nie chciałbym jednak od wojny zaczynać nowe życie. Być może przywitają nas życzliwie.

Książę Darei: Ach, Najjaśniejszy Panie. Tak dobrzy było nam w twym zamku, dlaczego też musieliśmy uciekać? Tak dużo trudów czeka nas za oceanem.

Filip von Schwaben: Szlachetny Książę, zważ, tak być nie może, że wielki ród ma być poniewierany! Nie mógł dopuścić Król, żeby zawierać sojusz z nikczemnikiem. Cóż, jeśli ten nikczemnik silniejszy się okazał. On zdradą, nie zbrojna ręka nas pokonał!

Król Armin Frederick: Szlachetni Panowie! Tutaj nasz los się wypełni i wy � wierni moi druhowie jesteście znów ze mną, jak w pałacu, tak i na polu walki i tutaj, na statku, co się kołysze na wielkim oceanie. Razem walczyliśmy i jeśli trzeba będzie, umrzemy razem!

Wszyscy: Tak, Panie!

Akt II Ziemia!

Sceneria:

Pogoda się ustabilizowała. Świeci słońce, ocean błyszczy jak roztopione srebro, statek leniwie się kołysze, a ludzie na dziobie wciąż trwają na swoim miejscu.

Król Armin Frederick: Tam widzę jakby kropki jakieś na niebie. Spójrz, Książę von Nuernberg, masz lepsze oczy. Być może to są ptaki i zwiastuny ziemi, a może to omamy oczu mych zmęczonych. Już lękam się mieć nadzieję, kilka raz nas zwodziły omamy, piana, grzbiety ryb bądź chmury. Lecz jedynie w otchłaniach morza, gdy tam wpadnę, przestanę mieć nadzieję. Póki żywy � nadzieja stoję!

Książę von Nuernberg: To ptaki, Panie! Ja… jestem pewny, to ptaki! Zwiastuny ziemi, kochane stworzenia! Przeklęta moja ręka, że na polowaniu ich odważyła się nieraz zabijać! Ptaki!

Książę Darei: Ach, spójrzmy lepiej, Panie, Książe jest porywczy i kilka razy złudną nadzieję nam dawał. Te kropki mogą być czymkolwiek. Więc poczekajmy.

Filip von Schwaben: We wszystkich pismach starych mędrców jest zapisane, że ptaki nam zwiastują wielką radość! My to widzimy. Więc naprzód i znajdziemy, nasz obiecany ląd, co z ust rybaka tak piękny się wydawał, zobaczymy!

Książę von Nuernberg: Tak, widzę ja już jasno, to są ptaki! Więc, Najjaśniejszy Panie, to zwycięstwo! Na polu bitwy nas pokonało wojsko zdradą, lecz teraz nadszedł czas naszej radości. Niedługo się ukaże brzeg przybranej ojczyzny naszej.

Król Armin Frederick: Otwórzmy nasze serca, szlachetni Panowie i zacznijmy dziękczynną modlitwę. Ty, mój szlachetny bracie poprowadzisz te nasze modły. Uklęknijmy!

Filip von Schwaben: Pomoże mi w modlitwie Szlachetny Pan von Reichenau.

Wszyscy klękają, Markgraf von Reichenau wstaje obok Księcia Filipa, który stoi z rękami rozłożonymi w modlitwie

Filip von Schwaben: Niech Pan nasz w niebie będzie uwielbiony! On dał nam nowe życie, które my otrzymaliśmy przez wiarę, a teraz też dał nam nową ziemię. Więc dziękujemy Tobie, Panie nasz w niebiosach, że byłeś miłosierny dla wygnańców, łupinę naszą Ty poprowadziłeś i nową ziemię nam podarowałeś!

Markgraf von Reichenau: Tyś miłosierny, Tyś wielki i modlitwy wiernych tobie wysłuchujesz. Nie pozostawiasz nas w naszych utrapieniach, lecz rękę swą pomocną do nas wyciągasz. Bądź błogosławiony!

Filip von Schwaben: Niech tak się stanie, że nowy ląd błogosławioną ziemią będzie. Niech wraz z nami będzie ten ląd błogosławiony. Amen.

Wszyscy: Amen!

Akt III Lądowanie

Sceneria:

Statek przybija do nieznanego lądu. Król wraz z szlachtą stoi na brzegu i patrzy w stronę lądu.

Król Armin Frederick: Nareszcie ziemia! Jak wspaniale stąpać po glebie, czuć jej moc. Niedługo już zakwitnie to miejsce. Zadbajmy o sprawiedliwość i rozwój naszego nowego królestwa. Ta ziemia pusta jest. Czekała na nas. To była Opatrzność, Szlachetni Panowie! Nieznane miasta, wioski, lecz ani śladu mieszkańców. Bóg jest z nami, to nasza Ojczyzna! Popatrzcie, tam na wzgórzu � ruiny. Tam zbudujemy stolicę naszą � Scholopolis, a ziemię tą Scholandią nazwiemy!

Filip von Schwaben
: Szlachetny bracie mój, my wraz z tobą się cieszymy. Radością napełniają nas twoje słowa. To nowy świat i nie wspominajmy już o starym, pozostały tam jeno ruiny i nienawiść. To miejsce uczynimy naszym krajem.

Książę Darei: Ten ogrom pracy, panie, mnie przeraża. Ty wiesz, ja zawsze byłem twym skarbnikiem i dbałem o gospodarkę twego zamku. Jak teraz będziesz królem nieznanej tej krainy, pozwól mi stanąć przy tobie, lecz w starej mojej roli. Nikt mnie nie widzi, lecz potrafię tak sprawić, by tu wszystko zaczęło działać, tłum będzie się kłębić, zaludniać się będą wioski, a złoto do skarbca twego, mój Panie, zacznie się sypać.

Król Armin Frederick: Mój stary druhu! Tak się cieszę, że jesteś ze mną w trudnej, choć i radosnej tej godzinie. Więc działaj, lecz poproś najpierw mojego brata o błogosławieństwo, które ci da on w Bożym imieniu. Polecam ci mój bracie, Księcia Darei, męża mądrego, daj mu błogosławieństwo, bo ma on przed sobą wielką pracę, czy podoła? Tak, jestem pewien, że podoła!

Filip von Schwaben: Więc przyjmij Książę, moje błogosławieństwo. Niech pobłogosławi cię nasz Pan Bóg, niech strzeże cię w twej pracy wielkiej, niech napełni cię pokojem, niech pobłogosławi.

Król Armin Frederick: Książę von Nuernberg jest niepocieszony. Popatrzcie, jak miecz ściska, do walki gotowy. Lecz nie będzie dana mu walka na ziemi tej pełnej pokoju.

Książę von Nuernberg: Ach, Najjaśniejszy Panie! Nawet gdy wrogów nie ma, ja jestem twym przybocznym i walczyć będę zawsze w twej obronie. Przyjmij więc podziękowania, Mój Panie, Królu, ze doprowadziłeś nas do takiej pięknej Ziemi.

Król Armin Frederick: A więc zacznijmy pracę, Szlachetni Panowie. Tak wiele trudów nas czeka, że nawet sobie my nie wyobrażamy, lecz razem wszystko pokonamy i ziemia ta zakwitnie. Niech tak się stanie!

Wszyscy: Tak się stanie.

21
marca

Bezdenność Gnoma

   Posted by: admin   in Sztuki teatralne

Nieakt I
Wejście Gnoma

1.

Jak wszystkim wędrowcom wiadomo społeczność Elfidy nie należy do zbyt tolerancyjnych. Wiadomość ta rozniosła się jednak dopiero, gdy kilku osobom udało się wrócić. Nie zrażonym tym faktem nasz bohater zawędrował aż tutaj. Jego niskie, krępe ciało wyróżniało się w tłumie smukłych mieszkańców miasta Elfidias. Było całkowicie niewidoczne dla obserwatora, którego oczy nie patrzyły z poziomu 60 cm. Nie raz dostał Pierdzimączka z kolanka tylko dlatego, że pochodził z najszlachetniejszego plemienia jakie wydała ziemia - tak proszę Czytelników, nasz bohater jest Gnomem. Niskim, włochatym, brudnym Gnomem. Nie należy jednak traktować tego jako wad - społeczność gnomia wszak żyje w symbiozie z brudem. Nasz bohater nie przybył tu jednak, żeby się trochę popackać w błocku. Pierdzimączka, agent pewnego niezbyt tajnego wywiadu, pewnego Cholernie-Dużego-Państwa przybył tu, by rozkoszować się przegraną. Przegraną obrońców Elfidias oczywiście. Dziś zostanie zaatakowana stacja meteorologiczna w Elfidias, a jej zdobycie będzie znakiem do ogólnognomskiego ataku.

2.

Pierdzimączka przeczuwał to swoim gnomim zmysłem. Przeczuwał, że potrzebuje procentów elfickiej malibii. Bar “Rassmalil” (elf. pogromca robactwa) wyglądał tak luksusowo z tymi firanami, z tym całym dachem. Pierdzimączka poczuł zawiść. “Niedługo to wszystko będzie nasze” pomyślał i podczołgał się z wolna w stronę lokalu. Jednym pchnięciem otworzył drzwi i… nie, nie otworzył! Oto nadchodzi drugi cios, trzeci, drzwi dostają z kopa i głowki. Bach! Otwierają się, ktoś wychodzi. Korzysta z tego nasz bohater, już jest w środku. “Tjaaa, kto mi się teraz oprze?” - zdaje się pytać jego wzrok. “Błagam. Gdzie tu można usiąść?” zdają się pytać jego nogi. - Łejter!!! Serwer!!! - krzyczy władczo, jednak tzw. fale dźwiękowe zatrzymują się na pierwszych drobinkach niegościnnego scholandzkiego kurzu. A więc pozostaje tylko plan B: lewa noga przesuwa się trochę w przód, o tak, chybaaa się mu udaa, “druga, szybko, podstawić drugą” galopują myśli w głowie gnoma, przepraszam, w mózgu. Tak, tak, stoi. Teraz powoli do stolika. - Na wielkiego Księciunia! Ależ Ci Scholandczycy zmyślni, mają stołki przy stolikach! - mruknął do siebie cicho, ale koniec jego wypowiedzi zagłuszyło już radio: “SZZSZszzs….uwaga, podajemy komunikat specjalny, stacja meterologiczna w Elfidias zaatakowana przez… gno…? łe? co to znaczy? Niebywałe, gnomie wojsko przygotowuje się do kolejnego szturmu, wokół stacji zbiera się coraz więcej Gnomów…

Nieakt II
Atak

3.

Wokołów stacij zbierało się coraz codwa mnogo Gnomów. Przybieżali, zrzucali z siebie przebranie i stojąc w samych przepaskach na kolanach szykowali się do szturmu. Niektórzy w Pośpiechu cucili się łódką. - Motłok! Do łotłoka! - łyknął piwo, tfu! ryknął pewnie por-i-czajnik Iwan Maria. Brak odzewu… - coon ottam takiż łuczono piepsze - dało się słyszało z szeregów. - Naprzeciwzadek przyj! - wylęgła się komendanta sir-geanta Rhadka. - Przyyyyyyyyyyyyyyjjj!!! obrzmiał warcry Gniomów. Rzucili się do ataku, jak te kamienie rzucone na szaniec. Jeden za drugim, w rządku, tzw. ławą odwróconą, na czele z sierpgeantem. - Chórnie wroga [czyt. łhoża] z psychologia żmiażdż - skrzeknął szerżeń. - “Włócznia, kastet, Fidel, ciepły napalm, taka jest rada nasza na katar…” - zawyły Gamiony - Non, ne thys pas! - zapiszczało z gardzieli serżona. - “Do wyżerki dodać ludzkie sadło to nasza rada na chore gardło…” - Non, ne thys pas! mehd! - gemboya sięrżnanta Rhadka spoczwarniała, tu już się nie przelewało. - “Antraks, chlorek, bimba atomowa liryczna rada nasza na wroga…” - Zatakaowakali.

4.

Kołyszący się na czole ataku sierg. R. rzucił swoją, hmm… rzucił pożyczoną włócznią w kierunku pozycji obronnych Wmiększych. Ta zaś, przeleciawszy ze 20 gnomów (3 metry) wbiła się głęboko w ciało przeciwnika, dokładniej zaś w jego palec. Marcin Pośpiech, podporucznik rezerwy, bo to on był ofiarą, wyrwał sobie tę wykałaczkę z palca i odrzucił w kierunku gromadki Gnomów debatujących nad kierunkiem ataku. Traf, a może Wielki Book, chciał, że dobrze rzucona, trafiła w głowę Guza-Barbórki
- Rozszczelniłem się - krzyknął Gnom kiedy przez tak wybity otwór powietrze gwałtownie zostało wessane do jego głowy. Spojrzenie Barbiemu zmętniało, już nigdy nie zobaczy swojej norki. Jaki ten świat niesprawiedliwy, przecież nie on miał zginąć… szepnął jeszcze pożegnalne “z g…* powstałem…” i odszedł do krainy wiecznej szczęsliwości, gdzie każdy Gnom jest wyższy od człowieka.
- Barabara sczezł! - popiskaczały Genomy.
- Dyndał mi na pęć libacjów - wzasnął** Rhadek umartwiony zwałem kamienia sercowego stego wyrażnienia.
Śrut Gnomamonów wystrój oklapł uważnie. Valhalli się.
- Du mnie pobiliśmy poziom krytyczny strat, szynk rozsypkowy!! - próbować ratowała sytuację Maria Iwan, ale próżne jak jej łeb były to próby.
- Ktu last ty go chlast - wydało się słyszeć krzykanie i Goniony wyewakuowały się z miejsca bojowego.* gleby? spiker mógłby popracować nad dykcją
** padł

Nieakt III
Końcowy

5.

- Powtarzam komunikat, stacja meteorologiczna w Elfidias nadal stoi - słyszał spikera.
- Nie - myśli Pierdzimączka - nadal stoi… a żołnierze moi?
ci dzielni wojacy, dzielni po obozach pracy!! -
Lecz nikt już nie zwraca uwagi na Pierdzimączkę skulonego
Była zaraza, nie ma zarazy, rzecz normalna dla każdego.
“Po co żyję?” pora zadać sobie pytanie dobry Gnomie
żyjesz bo głupota kwitnie, ku nielicznych ozdobie…

6.

A szlachta ciągle pije i wiwaty wznosi:
Zwycięstwa naszego, już wróg o litość prosi,
Najdonośniejszy, Króla, Jego to święto dziś,
Wszystkich gości w izbie, jeszcze nowi mają przyjść,
Wszystkich co odeszli, których kto żywych spamięta,
I których zmarłych pamięć pozostała święta!I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem,
A com widział i słyszał, dla siebiem zatrzymał.

Spisane przez Gatta Tarriffa,
w dniu uroczystości urodzin królewskich,
Elfidias, 17.XII.2006 r.

Wszelkie prawa zastrzeżone